7Artisans 35/0.95 (publiczny)

Ta — dostępna publicznie — wersja artykułu jest zubożona o moje prywatne, rodzinne zdjęcia. Zawsze to działało w taki właśnie sposób, więc liczę na wyrozumiałość z Waszej strony. Jednocześnie jest on fragmentem większej całości, opublikowanej jako „cudawianki 2020” — klikając w ten link, możesz zobaczyć całość.

W ten płynny sposób przechodzę więc do opisu wrażeń ż używania obiektywu, o którym wspomniałem kilka akapitów wyżej. Odnosiłem się tam do artykułu „Podsumowanie roku 2020”, w którym napisałem:

już teraz mogę przyznać, że właśnie na taki obiektyw do systemu Fujifilm X czekałem. Dobrze wykonany, stosunkowo lekki i jasny na tyle, że głębia ostrości (a właściwie rozmycie tego, co się w niej nie mieści) zaczyna przypominać tę z „pełnej klatki”.

Przypomnę, że X-Pro 2 pełni u mnie funkcję „portretowego aparatu domowego” i jest uzupełnieniem dla X100V, więc nie tylko nie jest moim jedynym aparatem, ale też nie jest nawet „domyślnym” (czyli tym, który chwytam jako pierwszy, gdy chcę zrobić jakieś zdjęcie). Brak autofocusa w Mitakonie nie jest więc dużą przeszkodą, a możliwość otwarcia przysłony do wartości f/0.95 (czyli takiej, która wpuszcza do aparatu więcej światła, niż go faktycznie jest) sprawia, że głębia ostrości praktycznie w niczym nie ustępuje temu, co obiektyw 50/1.4 jest w stanie „wygenerować” na pełnoklatkowej matrycy. Innymi słowy; X-Pro 2 z takim Mitakonem staje się aparatem zbliżonym do Leiki z Summiluxem 50/1.4, ale kosztuje kilkanaście razy mniej. I tak, pogrubiłem to „zbliżonym”, bo wiadomo, że są tu tacy, którzy wyśmieją takie porównanie, ale dla sporej większości byłyby to zbliżone aparaty, generujące zbliżone obrazy, więc nie czuję w powyższym żadnej przesady.

Nie mogę jednak powiedzieć o tym obiektywie, że wygląda dobrze. W tej materii nie ma szans równać się z rzeczonym Summiluxem na jakiejkolwiek Leice. O bliźniaczym obiektywie marki Mitakon napisałem kiedyś:

za każdym razem, gdy go widzę, mam wrażenie, że to działający prototyp, który jeszcze nie trafił do działu wzornictwa przemysłowego.

Z tym sytuacja jest podobna. Wygląda jak te wszystkie radzieckie obiektywy sprzed kilku dekad. Zero seksu.

Dodatkowo jest też dość ciężki (369 g) i dość długi, co sprawia, że środek ciężkości z większością aparatów, do których pasuje, jest przesunięty do przodu. To oznacza, że w połączeniu z aparatami z gripem (seria X-T czy X-H) z pewnością będzie wygodniejszy niż X-Pro czy X-E (do których jednakowoż można dokupić grip). Sam nie narzekam na to jakoś bardzo — moje mięśnie przedramienia mają za sobą wiele lat treningu z nielekkimi aparatami — ale gdy aparat z tym obiektywem wisi na pasku (czy to na szyi, czy na biodrze, czy na plecach), to czuć wyraźnie, że opada do przodu.

Żeby jednak oddać mu sprawiedliwość, to za ta wagą idzie solidne wykonanie. Czuć wyraźnie, że jest tam sam metal i szkło; ponownie, jak w starych radzieckich obiektywach (używam ich jako przykładu, bo pewnie większa część z Was miała kontakt z takimi właśnie niż np. ze szkłami Carla Zeissa).

Dodatkowo — co jest pewnym smaczkiem — przedni dekielek tego obiektywu też jest metalowy i tak spasowany, że jego zakładanie i zdejmowanie też ma swój urok (zwłaszcza że prawdopodobnie są tam też jakieś małe magnesiki, które przyciągają go do siebie). Sam jednak nie korzystam z niego w ogóle, bo widoczną na powyższych zdjęciach metalową osłonę przeciwsłoneczną — tą stylizowaną na dalmierzową — kupiłem tego samego dnia, co obiektyw.

Niestety, nie o każdym fizycznym aspekcie tej konstrukcji mogę wypowiedzieć się w samych superlatywach. Pierścień ostrości działa bowiem z mniejszym oporem niż bym sobie tego życzył, zwłaszcza że cały obrót (od minimalnej odległości ostrzenia do nieskończoności), to tylko ok. 110°. Żeby ustawić ostrość (zwłaszcza przy tak płytkiej głębi, o której więcej za chwilę) konieczna jest spora precyzja, więc większy opór z pewnością by tu pomógł. To jest jednak nic w porównaniu z …bezklikowym pierścieniem przysłony. Wspaniała rzecz, jeśli filmujesz, niekoniecznie, jeśli robisz zdjęcia. W praktyce bowiem płynna zmiana przysłony oznacza ni mniej ni więcej niż to, że praktycznie przed każdym zdjęciem należy się upewnić czy jest ona ustawiona w odpowiedniej pozycji, bo bardzo łatwo jest ją nieumyślnie zmienić, nawet podczas ustawiania ostrości. Wystarczy, że palec szukający pierścienia ostrości delikatnie zahaczy o pierścień przysłony i już zamiast 0.95 mamy 1.4. Co gorsza, przez to, że aparat nie przekazuje żadnych informacji do korpusu, zmiany tej nie dojrzymy w wizjerze (chyba że aparat działa w całkowicie manualnym trybie, tj. manualnie jest ustawiony i czas, i czułość — tylko wtedy obraz w wizjerze się przyciemni w takiej sytuacji).

Ten wspomniany brak przekazywania informacji do korpusu sprawia nie tylko to, że widzimy F0 w wizjerze, w miejscu, gdzie zwykle podana jest wartość przysłony, ale także że nie sposób później w Lightroom sprawdzić, przy jakim otworze przysłony zostało wykonane dane zdjęcie, co dla takich katalogowych świrów jak ja, jest pewnym utrudnieniem (dopisywałem to ręcznie w tagach, póki pamiętałem).

Co więcej, na początku testowania obiektywu, zakleiłem ten pierścień czarną taśmą izolacyjną od spodu — tak, żeby zatrzymać go w pozycji 0.95 (życzyłbym sobie, żeby chociaż w tej pozycji móc go zablokować jakimś przełącznikiem na obudowie). Rzecz bowiem w tym, że ten obiektyw — pozwalający na otwarcie przysłony do otworu większego niż f/1.2 — należy do grupy szkieł dość wyjątkowych, unikalnych w kwestii obrazowania, charakternych rzekłbym nawet. I jak w większości obiektywów z tego sektora, ten charakter objawia się właśnie przy pełnym otworze przysłony (nawet o 50L pisałem kiedyś, że różnica w obrazowaniu między f/1.2 a f/1.4 jest tam bardzo wyraźna).

No i też nie oszukujmy się — po to go właśnie kupiłem, żeby sprawdzić i używać właśnie f/0.95. Nie zawiodłem się i udowodniło to już pierwsze kilka zdjęć:

Bo choć w dokładnym przeliczeniu na pełną klatkę ten 7Artisans 35/0.95 daje obraz z 54/1.45, to przez swego rodzaju miękkość nieostrości — na moje oko — jest mu jednak bliżej do f/1.2. Dla każdego, kto kiedykolwiek fotografował z takim otworem przysłony, a tym samym z tak płytką głębią ostrości, jest pewnie jasne, że manualne ostrzenie będzie tu wyzwaniem. I, owszem, wymaga to pewnej wprawy, ale focus peaking w korpusach Fujifilm mocno w tym pomaga. Dla tych, którzy nie wiedzą, czym to jest; w dużym skrócie: krawędzie obiektów, będących w ostrości, są pokolorowane w wizjerze. W przypadku mojego X-Pro 2 mam do wyboru biały, niebieski i czerwony (każdy w opcji low i high), a X-Pro 3 dodaje tam jeszcze żółty. Początkującym polecam włączenie którejś z czarno-białych symulacji (tak, żeby obraz w wizjerze był pozbawiony koloru), wówczas te kolorowe krawędzie są jeszcze bardziej wyraźne, a skuteczność — większa. Mam jednak znajomego, który też ma ten sam obiektyw i on zwiększa sobie tę skuteczność w inny sposób; ustawia aparat w szybkim trybie seryjnym (robi wtedy 8 klatek na sekundę) i bardzo delikatnie się rusza się do przodu i do tyłu w trakcie fotografowania — któreś zawsze jest ostre. Nie po mojemu, ale da się.

Ale ten brak autofocusa niekoniecznie musi być wadą — poza oczywistym spowolnieniem procesu fotografowania, które od zawsze cenię i rekomenduję, to jeszcze dochodzi tutaj kwestia ustawiania ostrości w ciemności. W sytuacji, w której każdy inny obiektyw by się męczył, „pompował” i gubił, tu po prostu przekręca się pierścień ostrości i wszystko zależne jest od „operatora”.

No i skoro przy ciemności jesteśmy, to warto pamiętać, że bez względu na wszystkie ekwiwalenty i przeliczenia, dotyczące głębi ostrości (wspomniane wyżej 54 mm f/1.45), ten obiektyw ma przecież światło f/0.95 — i to, moi drodzy, faktycznie pozwala na fotografowanie w warunkach, w których nawet nie pomyślałbym o wyciągnięciu innych aparatów. Dla przykładu; to zdjęcie zostało zrobione w restauracji, w której ze względu na to, co miało nastąpić chwilę później, zgaszono wszystkie światła, więc stół był oświetlony wyłącznie malutkimi świeczkami. Przy czułości ISO 4000 i przysłonie f/0.95 czas wynosił 1/60 sekundy — możecie więc sobie wyobrazić, jak bardzo było tam ciemno. A zdjęcie wygląda tak:

I to, bądź co bądź, małym, niepełnoklatkowym aparatem za nieduże pieniądze.

Chciałem pochwalić też to szkło za niewielką minimalną odległość ostrzenia — 7Artisan 35/0.95 potrafi wyostrzyć obiekt już z odległości 37 centymetrów. W porównaniu z 70 centymetrami większości obiektywów Leiki jest tu się czym chwalić. Zrobiłem nawet kilka przykładowych zdjęć, żeby pokazać, jak małe obiekty są w stanie wypełnić cały kadr:

Tyle tylko, że dopiero później sprawdziłem, że mój 35/2.0 potrafi ostrzyć z odległości 30 centymetrów, a stary Fujinon XF 35/1.4 — od 28 cm. Cóż, trzecie miejsce też w porządku, tym bardziej, że wynik wciąż świetny.

Dla nikogo nie będzie jednak zaskoczeniem fakt, że z tak wyśrubowanymi parametrami i tak niską ceną, obiektyw ten nie jest mistrzem ostrości. Nie można mieć mu tego za złe, bo kosztujący jakieś 50 razy więcej Noctilux 50/0.95 również nie może starać się o taki tytuł. Żaden z tych obiektywów nie aspiruje jednak do takiego miana. Ich zadaniem jest — jak napisałem wyżej — oddanie widzianego w wizjerze kawałka rzeczywistości na swój, dość charakterny sposób. I jak się za chwilę przekonacie, robi to naprawdę świetnie.

Bardziej jednak niż ostrością w nim, martwiłbym się aberracją chromatyczną, zwłaszcza przy pełnym otworze przysłony. Bo ta z łatwością dorównuje tej, znanej z canonowskiej 85L przy f/1.2. Każdy, kto miał okazję pracować z tym obiektywem wie, że purpurowe i zielone krawędzie są standardowym elementem kadru, gdy fotografuje się przy całkowicie otwartej przysłonie. Z tym 7Artisans jest podobnie, ale tak samo, jak w przypadku 85L, tak i tu bez większego trudu można to wyeliminować na etapie postprodukcji. Zobaczcie poniższy przykład, który obrazuje jak wygląda to przed, a jak po.

A od siebie dodam, że — jeśli używacie Lightroom — warto zrobić sobie preset z wybranymi przez siebie ustawieniami tej korekcji, żeby później usuwać ten zafarb jednym klikiem.

Ktoś pytał o flarę? Och, jest i to jaka piękna!

Czasem nawet potrafi się zakraść z boku, gdy światło dostanie się do obiektywu pod odpowiednim kątem:

Kontrast spada wtedy dość znacząco, ale też to nie jest coś, czego nie dałoby się uratować. Jeśli ktoś z Was lubi takie flary tak, jak ja, to warto próbować, bo czasem wystarczy delikatna zmiana ustawienia czy kąta nachylenia, żeby te flary zrobiły coś magicznego:

I skoro przy przykładach jesteśmy, to czas pokazać Wam coś więcej.

Gdy przeglądam zdjęcia z niego, widzę, że mogę je podzielić je na cztery kategorie, bo właśnie do takich sytuacji używałem go najczęściej:

  • rodzinne, czyli do dokumentacji codzienności, jako partner mojego X100,
  • zdjęcia kawy, które możecie znać z Instagramu,
  • dania, które fotografuję dla siebie, także w trakcie przygotowywania,
  • zdjęcia produktowe, tj. do artykułów.

I na takie właśnie kategorie podzielę poniższe galerie przykładów (każde zdjęcie można tu powiększyć, gdyby ktoś chciał obejrzeć je „z bliska”).

fotografie rodzinne

W moim przypadku w dużej mierze oznacza to zdjęcia dzieci, a tym samym nie chodzi o całkowicie statyczne kadry, kiedy na spokojnie można zadbać o kompozycję i jeszcze ustawić ostrość. A mimo to, przy odrobinie wprawy okazuje się, że taki 7Artisans 35/0.95 spokojnie może posłużyć jako narzędzie do dokumentacji codzienności, nawet gdy głównymi jej bohaterami są dzieci. Ba, piąte urodziny swojego syna sfotografowałem właśnie nim, łącznie z momentem zdmuchiwania świeczki (nie mogę więc powiedzieć, że było to bez presji). A jednak się udało.

parzenie kawy

I przy okazji; gdyby ktoś chciał zobaczyć, jak bardzo różni się obraz z 7Artisan 35/0.95 od tego z XF 35/2.0, to proszę:

fotografie dań

Choć napisałem wyżej, że te zdjęcia robię dla siebie (tj. z myślą o czymś w rodzaju domowego menu czy prywatnej książki kucharskiej), to dodając je tu, zdałem sobie sprawę, że częściej robię to jednak z myślą o znajomych i przyjaciołach. Bo, widzicie, czasem, gdy się spotykamy we wspólnym gronie, to tak się jakoś składa, że ja gotuję. I gdy ustalamy (lub pozwalam im wszystkim zdecydować) co powinno znaleźć się na stole, to przydają się wówczas przykładowe zdjęcia tego, co mogę zaproponować. Więc je robię. Na zaś.

Zresztą w profesjonalnej kuchni też sobie poradził:

zdjęcia do artykułów

Tę kategorię zostawiłem sobie na sam koniec nie bez przyczyny. Chciałem bowiem w ten sposób pokazać, że mimo że pewnie zetknęliście się z opiniami, mówiącymi, że taki obiektyw nie może być ostry i „nadaje się tylko do artystycznych zdjęć”, to w praktyce jest on znacznie bardziej uniwersalny. Niech za przykład posłużą zdjęcia, z których część już znacie, a być może nie spodziewaliście się, że zostały zrobione właśnie nim:

konkluzja

Wydaje mi się, że powyższe akapity już wcześniej podpowiedziały, czy ten obiektyw może się też sprawdzić u Ciebie, czy zupełnie nie (bo wydaje mi się, że tu nie ma opcji pośredniej). Chciałbym jednak dodać, że dla tych, którzy albo fotografowali kiedyś prostymi lustrzankami „na film” (myślę tu głównie o Pentaxie K1000, który był chyba najpopularniejszym aparatem wśród moich znajomych), lub którzy są zbyt młodzi, żeby to przeżyć, ale tego typu estetyka ich ujmuje, to prosty korpus Fujifilm plus 7Artisans 35/0.95, to połączenie, które zarówno w kwestii sposobu pracy, wrażeń z niej płynących, jak i rezultatu w postaci „obrazka z charakterem” jest naprawdę blisko „analoga”.

A jeżeli ten „prosty korpus”, to któryś z nowszych modeli, mających już w swoim oprogramowaniu dostęp do czarno-białej symulacji Acros, to już w ogóle. Bo oglądanie wybranego fragmentu rzeczywistości w czarno-białym wizjerze, tylko potęguje te wrażenia. Bo czasem mam wrażenie, że te matryce z Fujifilm generują pliki, które aż proszą się, żeby zostały czarno-białe. A jeśli do tego doda się pewne niedoskonałości obiektywu, to „filmowy look” jest tu zapewniony.

Podsumowując; jeśli masz trochę ponad 1000 zł na wydanie na obiektyw do Fujifilm, to nie sądzę, żeby można było wydać je lepiej.

A gdyby ktoś chciał mój egzemplarz, to teraz — po dwóch latach — chyba jestem już gotów się z nim rozstać. Moje analogowe aspiracje spełnia od niedawna inny, już średnioformatowy obiektyw, więc z tego korzystam znacznie rzadziej niż kiedyś. Byłoby miło, gdyby trafił w inne, dobre ręce — chętnej/chętnemu zrobię atrakcyjną cenę :)