Nocs NS2

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 5 min
Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej kiedyś jako „cudawianki 2015” — klikając w ten link możesz zobaczyć całość.

W swoim Pinboardowym archiwum linków już dawno temu dodałem stronę szwedzkiej marki Nocs z myślą, żeby tam wrócić, gdy będę potrzebował dodatkowej pary głośników w domu. Po zmianie mieszkania, a tym samym, po zmianie konfiguracji sprzętu pomiędzy pomieszczeniami, okazało się, że ten moment nadszedł – stojącemu w salonie iMakowi brakowało głośnikowych kompanów. Niedługo później – serią nie-całkiem-spodziewanych wydarzeń – wszedłem w posiadanie pary białych, aktywnych Nocsów NS2. Jest to tańszy z dwóch oferowanych modeli; jest bowiem wyposażony „tylko” w technologię AirPlay, podczas gdy NS2 v.2 obsługuje dodatkowo Bluetooth i streaming z serwisu Spotify – nic, co mogłoby mnie zachęcić do nowszego modelu.

Po ich odpakowaniu (a zapakowane były w sposób bardzo zbliżony do produktów Apple) i podłączeniu (a także po zorientowaniu się, że powyższe porównanie do Apple było trochę na wyrost, bowiem dołączony do głośników zasilacz wygląda jak każda inna, zwykła, czarna kostka kupiona w sklepie elektronicznym za 18 zł) nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, a to – jak podpowiadało mi doświadczenie – był bardzo dobry znak. (W przypadku sprzętu grającego najczęściej jest tak, że efekt „wow”, będący pierwszym wrażeniem, przeradza się w męczący dźwięk, którego nie sposób słuchać przez żaden dłuższy okres). Odsłuchy, standardowo, zacząłem od tych utworów, które znałem najlepiej. I choć opiszę swoje wrażenia odsłuchowe bardzo pokrótce, to chciałbym wcześniej zaznaczyć, że – oczywiście – są to bardzo subiektywne wnioski oraz, że należy je traktować relatywnie do wielkości i ceny tych monitorków.

Nocsy zagrały dźwiękiem większym niż można było się po nich spodziewać. Znacznie. Wiadomo, że przestrzeń czy budowanie jakiejkolwiek sceny to rzeczy, których ciężko wymagać od głośników tej klasy, a i tak jest lepiej niż oczekiwałem. Przede wszystkim jednak dźwięk jest bogaty w detale, a jednocześnie wcale nie męczący. To moje ulubione połączenie, więc od pierwszych godzin wiedziałem, że się z nimi zaprzyjaźnię. Lada moment minie rok odkąd mam je u siebie i nic się nie zmieniło; wciąż bardzo lubię ich dźwięk, a jako nagłośnienie salonu w trakcie oglądania filmów nadają się doskonale.

Początkowo sądziłem też, że z AirPlay nie będę korzystał jakoś bardzo często, zwłaszcza, że wątpiłem w stabilność takiego połączenia, a w praktyce okazało się, że bezprzewodowej technologii przesyłania dźwięku z innych urządzeń używam niemal codziennie; zarówno do włączenia ścieżki dźwiękowej oglądanego np. na iPadzie wideo, odsłuchu podcastów czy tworzenia tzw. multiroomu ze swoim „dużym” sprzętem, aktualnie grającym w pracowni. Ten ostatni (tj. multiroom) zrobił ogromne wrażenie na większości znanych mi osób, a mi sprawia po prostu mnóstwo przyjemności, zwłaszcza – co może wydać się dziwne – podczas sprzątania w mieszkaniu, kiedy to przemieszczam się pomiędzy pomieszczaniami czy piętrami, a dźwięk cały czas mi towarzyszy.

Czy jest w nich na co ponarzekać? Cóż, są znakomicie wykonane (pomijając zasilacz), grają świetnie, działają bez zarzutu zarówno bezprzewodowo, jak i „po kabelku”, ich konfiguracja w sieci jest bardzo prosta, ale …mają diodę na przedniej ściance. Taką świecącą. Non stop. Serio. Dioda jest zielona (mogło być gorzej, wiem) i jej zadaniem jest informowanie o stanie połączenia (mruga, gdy się łączy lub jest zmienia kolor na pomarańczowy, gdy coś jest nie tak), ale dlaczego nie mogłaby gasnąć po kilku sekundach? Coś w stylu „sprawdziłam, wszystko jest ok, to gasnę”.

W dodatku dość łatwo się kurzą. Wiem, że to dotyczy większości białych przedmiotów, ale w przypadku Nocsów problemem jest lekko „gumowaty” materiał, którym zostały one pokryte. Innymi słowy; ciężko jest się tego kurzu pozbyć.

Ostatnią rzeczą, do której mógłbym się przyczepić jest brak wyjścia słuchawkowego z tyłu głośnika i już tłumaczę dlaczego. Otóż, standardowo, głośniki mam podłączone do iMaka za pomocą przewodu – mimo że AirPlay działa u mnie poprawnie w 97% przypadków, to te 3% bywają straszliwie frustrujące. Poza tym, skoro głośniki stoją w odległości 3 cm od krawędzi komputera, głupotą byłoby próbować łączyć je bezprzewodowo. Czasem późnym wieczorem lub w nocy, gdy chciałbym coś obejrzeć na iMaku, podpinam słuchawki, wcześniej wyjmując przewód audio z portu na tylnej ściance, którym podłączone są głośniki. Wiecie co się dzieje, gdy wyjmie się przewód z gniazda, a głośniki nie są wyłączone? Otóż, dzieje się hałas. A hałas w nocy, zwłaszcza gdy jest się jego bezpośrednią przyczyną, nie jest niczym przyjemnym. W takiej sytuacji należy więc najpierw wyłączyć głośniki, następnie odłączyć przewód i dopiero podłączyć słuchawki. Gdyby głośniki miały gniazdo słuchawkowe z tyłu, można byłoby uprościć cały proces, czyniąc go też niegroźnym.

Czy więc polecam je w końcu czy nie? Na dobrą sprawę nie mam porównania z innymi „głośnikami komputerowymi”. W podobnych warunkach słuchałem jedynie Bose Companion 5 (których dźwięk charakteryzował się znacznie lepszą przestrzenią, ale są od Nocsów sporo droższe), a B&W MM-1 słuchałem w zupełnie innym środowisku i zbyt krótko, żeby się określić (a ich cena ponad dwukrotnie przekracza cenę omawianych Nocsów, więc to żadna konkurencja). A zatem inaczej; czy za podobne pieniądze można mieć lepszy dźwięk? Oczywiście, bez cienia wątpliwości. Ale nie będą to głośniki aktywne (a zatem do kosztu całości należy doliczyć wzmacniacz) i na pewno nie będą obsługiwały AirPlay. NS2 łączą te dwie cechy z przyjemnym dźwiękiem, w którym ciężko jest się przyczepić do jakiegokolwiek zakresu, a całość wygląda bardzo aktrakcyjnie i nie kosztuje fortuny. Dość powiedzieć, że przed zmianami w mieszkaniu, w efekcie których mój „duży sprzęt” trafił do pracowni, rozważałem drugą parę dokładnie takich samych Nocsów do postawienia na biurku.

recenzje sprzętucudawianki_2015audio

dyskusja