Transcend ESD400

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 3 min
Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej kiedyś jako „cudawianki 2015” — klikając w ten link możesz zobaczyć całość.

Ze względu na fakt, że coraz więcej i częściej pracuję z komputerami swoich Klientów, niejednokrotnie zdarza się, że muszę na szybko wykonać klon całego dysku lub – w celu diagnozy – uruchomić komputer z innego systemu. Potrzebowałem do tego małego i szybkiego dysku zewnętrznego. Zanim zdołałem jednak zrobić rozeznanie na rynku, od właściciela sklepu kupjablko.pl otrzymałem do testu nowy dysk marki Transcend.

Wystarczył ledwie jeden dzień, żebym poprosił o wystawienie faktury za testowy egzemplarz. Po pierwsze dlatego, że nie sądziłem, że zewnętrzny dysk SSD może być tak mały i lekki (56g).

Po drugie dlatego, że nie podejrzewałem, że dysk SSD podłączony do USB 3.0 (zamiast do Thunderbolt, jak planowałem) może być tak szybki.

Porównałem go z LaCie Rugged – też 256 GB, też SSD, tylko Thunderbolt zamiast USB 3.0. Tak wygląda wykres zapisu i odczytu całej przestrzeni dyskowej obu z nich:

Ze średnich wynika więc, że Transcend jest o ok. 8% szybszy niż LaCie, mimo zastosowania teoretycznie wolniejszego interfejsu.

Na pewno jakiś wpływ na to miał fakt, że Transcend był zupełnie nowy, a LaCie używany był przez ponad rok, ale zupełnie nie spodziewałem się takich rezultatów. Wyniki w popularnych aplikacjach mierzących odczyt i zapis kilku- lub kilkunasto gigabajtowego pliku również zdają się potwierdzać tak dobre osiągi:

Myślę jednak, że najlepszym dowodem na to, jak wydajny jest to napęd będzie fakt, że przez ponad tydzień używałem MacBooka Żony, uruchamiając go ze swojego systemu, umieszczonego właśnie na tym dysku zewnętrznym. I wierzcie mi lub nie, ale tylko kilkakrotnie i tylko przez moment odczuwałem, że nie pracuję na wewnętrznym dysku SSD. Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że tak będzie – nie uwierzyłbym.

Mam za to pewne zastrzeżenia co do samej obudowy rzeczonego dysku. Gdy go odpakowałem, odłożyłem znajdujący się w opakowaniu futerał, licząc, że nigdy z niego nie skorzystam. Wrzuciłem dysk do torby, gdzie miał kontakt jedynie z długopisem i notesem i po wyciągnięciu okazało się, że wygląda on tak:

Okazało się, że na górnej powierzchni obudowy, producent umieścił jeszcze warstwę folii matowej, która tak się porysowała. Sama folia nie miała jednak żadnego „języczka”, więc uznałem, że jej tam nie ma. Właśnie ją odkleiłem (używając płaskiego wkrętaka do jej podważenia w narożniku) i pod nią jest nieporysowana, ale bardzo błyszcząca powierzchnia, więc podejrzewam, że fragment o pokrowcu jest nadal aktualny.

To był więc jedyny raz, kiedy użyłem go bez wspomnianego pokrowca. Na szczęście nie zwiększa on ani rozmiaru ani wagi dysku w żaden odczuwalny sposób:

recenzje sprzętusprzęt komputerowyakcesoria komputerowedyskicudawianki_2015

dyskusja