The Gabi Master A

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 4 min
Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej jako „cudawianki 2018” — klikając w ten link, możesz zobaczyć całość.

Jeśli chodzi o przelewowe metody parzenia kawy, to wydaje mi się, że można pokusić się o jeden prosty podział; na manualne, w których to zaparzający ma kontrolę nad przepływem wody oraz automatyczne, gdzie zajmuje się tym ekspres. Gabi Master A należy do …żadnej z tych grup.

Zamiast tego, plasuje się między nimi, dokładnie pośrodku. Czym więc jest to urządzenie? Gabi to plastikowy dripper, o tyle różniący się od np. Hario V60, że nad filtrem ma zbiorniczek na wodę, na którego dnie jest 16-otworowy tzw. prysznic. Reguluje on przepływ wody, eliminując potrzebę używania czajnika z precyzyjną wylewką.

To czyni z Gabi ciekawą alternatywę dla Hario w podróży, tym bardziej że wszystkie jej elementy mieszczą się w specjalnym opakowaniu, które można wrzucić do torby czy walizki, nie martwiąc się o jego zawartość.

Z taką myślą (tj. używania go w podróży) któregoś razu wymieniłem coffeedeskowe punkty na Gabi właśnie. I od tamtej pory praktycznie nie zdarza mi się wyjechać z domu bez niej, gdy wyjeżdżam na więcej niż dzień (czyli na większość ślubów, gdzie niejednokrotnie w trakcie przygotowań serwuję taką kawę swoim parom, prawda Piotrze?).

Wcześniej w tym celu zabierałem Aeropressa, później plastikowego Hario V60. Do pierwszego nadal czasem wracam, lecz Hario nie opuszcza już domu. Wszystko właśnie przez ten zbiorniczek z prysznicem — wystarczy, że w miejscu, do którego jadę, jest jakikolwiek czajnik zdolny zagrzać wodę i wiem, że będę mógł napić się dobrej kawy. Dlatego niemal każde zdjęcie dodane do tego tekstu zrobione jest w innym miejscu.

Samo urządzenie jest bardzo proste w użyciu; wystarczy rozłożyć wieżyczkę z filtrem (najlepiej wypełnionym zmielonymi ziarnami) na dole, prysznicem na środku i zbiornikiem na wodę na samej górze, postawić całość na kubku, a jego samego na wadze (choć, na dobrą sprawę, i bez niej można by się obejść). Po kilkudziesięciu sekundach preinfuzji wystarczy zalać górny zbiorniczek pożądaną ilością wody i po ok. 3 minutach cieszyć się dobrą kawą w kubku.

Co ważne, kubek nie powinien mieć ucha tak wysoko, jak ma np. Loveramics Bond — pierścień, na którym opiera się cała konstrukcja Gabi, nie ma w sobie żadnego wycięcia, co sprawia, że „wieżyczka” byłaby przechylona. A że na początku procesu woda (czyli najcięższy element) znajduje się na samej górze, to — gwarantuje — nie chcecie mieć żadnych krzywizn. Dlatego w domu często zaparzam kawę do serwera Hario, a w podróży — bezpośrednio do Kinto Tumbler.

Największą zaletą Gabi — wynikającą z użycia wspomnianego prysznica — jest powtarzalność. Po zaparzeniu kawy widać wyraźnie jak równo woda przedostawała się do zbiornika z kawą:

Jeśli więc ziarna zmielone są tak samo, a temperatura i ilość wody się nie zmieniają, to można mieć pewność, że za każdym razem kawa wyjdzie taka sama. A jaką kawę zapewnia Gabi? Dużo zależy od użytych proporcji kawy do wody. Producent proponuje 15 g kawy i 150 ml wody, ale dla mnie była wówczas zbyt syropowata, bliższa temu, co uzyskuje się z Aeropressa. Dla ułatwienia sobie sprawy zostawiłem 15 g kawy, ale po 50 ml preinfuzji, zalewałem górny zbiornik do maksimum (czyli ok. 170 ml), co dawało łącznie 220 ml wody.

I za każdym razem dało się czuć wyższą słodycz niż z Hario czy nawet Chemeksa. Jeśli więc miałbym w ten sposób porównywać, to bliżej jej właśnie do tego drugiego. Ponadto wszelkie nuty owocowe w kawach były z Gabi łatwiej wyczuwalne.

Zatem jeśli w domu gustujesz w naparach z Chemeksa lub V60 (lub z Kality), a kawa z Aeropressa nie przypadła Ci do gustu, to Gabi jest w stanie w podróży zapewnić kawę z tych pierwszych, dając wygodę w transporcie i łatwość użycia tego drugiego. Jedyny minus, jakiego się dopatruję w tym plastikowym dripperze, to kształt użytych filtrów — przypominają te do Kality (na tyle, że można ich używać zamiennie), więc nie składają się na płasko (kiedy wszystkie filtry do Chemeksa, Hario czy Aeropressa właśnie w ten sposób się transportuje). Gdy wyjeżdżam z własnym kubkiem, filtry umieszczam w nim. Gdy nie — robi się mały kłopot. Mimo to, w mojej hierarchii, Gabi wciąż pozostaje najwygodniejszym zaparzaczem w podróży.

cudawianki_2018akcesoria kawowezaparzaczgabirecenzje sprzętu

dyskusja