![](/content/images/size/w1384/2023/02/20180106.10.18.27.jpg)
Hario Buono
Ten czajniczek to najnowsza część mojego kawowego zestawu. Długo się zbierałem z zakupem, z kilku zresztą powodów. Po pierwsze; to jednak zawsze kolejny przedmiot, z całą pewnością nie-niezbędny (ze wszystkich, które tu opisuję pewnie najłatwiej byłoby pominąć właśnie ten). Po drugie; czajnik już miałem. Elektryczny, z możliwością regulacji temperatury, do jakiej powinien zagrzać wodę. Tym samym nie mógłbym zamienić jednego na drugi — musiałyby być oba, a tego wolałem uniknąć. Wprawdzie Hario ma w ofercie elektryczną wersję swojego legendarnego czajnika, ale nie ma w nim regulacji temperatury. Tj. nie miał, bo kilka miesięcy temu i taka wersja się pojawiła. W pierwszej chwili uznałem, że tak, to będzie to — zamienię swój stary czajnik na nową konewkę. Tyle tylko, że za ten nowy musiałbym zapłacić prawie 800 zł, a dodatkowo zmniejszyłbym sobie zakres temperatur z 40-100°C na 60-100°C (różnica wydaje się niewielka, lecz mając małe dziecko, często korzystam właśnie z 40°C czy 50°C). Spasowałem więc. I wtedy pod choinką znalazłem Hario Buono w podstawowej, kuchenkowej wersji.
I tak naprawdę mam do powiedzenia o nim tylko jedną rzecz: jeśli nie rozważacie jego zakupu, a będziecie mieli okazję użycia go choćby przez chwilę — nie korzystajcie z niej. Nie sądziłem bowiem, że zmienia on tak wiele i to zarówno w kwestii precyzji (strumień wody jest wąski, a przez kształt i średnicy szyjki — kontrola nad nim znacznie większa), jak i wygody (wygięty uchwyt pozwala na nalewanie pod kątem znacznie bardziej naturalnym dla ramienia). Oczywiście, przez fakt, że każde ziarno (przynajmniej w teorii) zostało potraktowane taką samą ilością wody, ma on również wpływ na sam smak kawy. Przyznaję, że nie wiem czy wyczułbym to w ślepym teście, ale cieszy mnie powtarzalność, którą dzięki takiemu czajnikowi byłem w stanie osiągnąć.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2023/02/20180323.16.05.18-5D4_1043.jpg)
To co straciłem, używając czajnik w tej wersji, to pomiar temperatury. Mógłbym obejść ten „problem” na kilka sposobów; albo używać zwykłego termometru do mleka, albo przelewać wodę ze swojego czajnika z regulacją temperatury (biorąc pod uwagę różnicę, jaką wytworzy przelanie cieczy i kontakt z metalem o innej temperaturze), albo kupując specjalną dla tego modelu pokrywkę, wyposażoną w termometr. To ostatnie rozwiązanie wydaje się najbardziej rozsądne (choćby ze względu na precyzję i brak konieczności zgadywania), ale nie dość, że wyświetla temperaturę na wyświetlaczu ciekłokrystalicznym, to jeszcze kosztuje 140% ceny samego czajnika. Tego wyświetlacza nie mogę przeboleć, bo nawet znacznie bardziej „modernistyczny” w zakresie designu czajnik Fellow — bezpośredni konkurent Hario — ma dużo bardziej pasujący analogowy wskaźnik:
![](https://www.powoli.blog/content/images/2023/02/922B3800-3B63-44B7-BFDC-E0395A35C76F.jpeg)
Nawiasem; ten ostatni jest też dostępny (choć, o ile wiem, nie w Polsce) w wersji elektrycznej z regulacją temperatury (też od 60°C) i minimalistyczną podstawką, więc może to jest coś do rozważenia jako zamiennik moich obu?
![](https://www.powoli.blog/content/images/2023/02/30C8175F-3DF8-4A18-9442-1092F885C662.jpeg)
![](https://www.powoli.blog/content/images/2023/02/37F3AA27-F92A-4FF5-A4DB-8BDF6AF44F86.jpeg)
Bez względu jednak na model, bardzo ciężko byłoby mi teraz wrócić do czajnika bez takiej szyjki.
powoli newsletter
Dołącz do newslettera, żeby być na bieżąco z nowymi materiałami.