Studio Neat Totebook

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 3 min
Poniższy artykuł — opublikowany pierwotnie w sierpniu 2019 roku — jest fragmentem większej całości, opublikowanej jako „cudawianki 2019” — klikając w ten link, możesz zobaczyć całość.

Wiem, wiem, to tylko notesy, ale jednak — jak się okazuje — dla wielu z nas ma spore znaczenie, w czym piszemy i co ze sobą nosimy. A jako że od kilku tygodni mam swoje Totebooki, to uznałem, że podzielę się tym, co o nich myślę.

Zacznę od rozmiaru, bo w materiałach znalezionych w sieci, to właśnie on często był podawany jako „dziwny”, przez to, że niestandardowy.

Rzeczywiście, ze swoimi 135×195 mm jest on pomiędzy „naszymi” B6 a A5. Dla mnie jednak okazał się on być idealny. Bardzo wygodny do chwycenia z biurka jedną ręką, a jednocześnie zapewniający sporą przestrzeń do pisania (zwłaszczazwłaszcza że pismo mam raczej drobne).

Do plusów z pewnością zaliczam także materiał, z jakiego wykonana jest okładka (choć wiem, że nie wszyscy go polubili, ze względu na to, że potrafi się jakby „przyklejać” do blatu biurka). Dla mnie jest jednak bardzo przyjemny w dotyku i dowodzi, że mamy do czynienia z nie byle jakim produktem.

Dodatki, typu perforowane strony na końcu, linijka (jak w Field Notes), siatka kropek i znaczniki na stronach — to wszystko tylko zwiększa noty Totebooka w mojej klasyfikacji.

Jednak — jak to w notesach — najważniejszy dla mnie jest papier i tu Studio Neat również nie zawodzi. 100 g/m2 sprawia, że nie tylko moje pióro praktycznie w ogóle nie przebija na drugą stronę, ale także, że pisze się po nim wyjątkowo gładko i przyjemnie.

Jak dotąd wygląda więc na to, że jest on doskonały, a tak nie jest. Do jednej rzeczy jednak nie mogę przywyknąć, ale że bardzo ciężko było mi to opisać, to …nagrałem filmik:

Nie obyło się też bez drobnych problemów z kontrolą jakości po stronie producenta.

Kilka notatników dotarło do mnie z defektami — niektóre miały ślady czegoś jakby kleju na okładce (choć widoczne tylko pod odpowiednim kątem, więc w pierwszej chwili nawet niezauważalne), a w jednym dostało się coś między ostatnią stronę a tylną okładkę, tworząc drobne wybrzuszenie. Rzecz jasna Dan ze Studio Neat bardzo się przejął i niezwłocznie wysłał nowe opakowania — tak przecież powinno to działać.

Abstrahując od powyższych, wygląda na to, że znalazłem notatnik dla siebie i nie będę zaskoczony, jeśli będzie ich u mnie przybywać. Zresztą, nie tylko u mnie — popytałem osoby, które zamówiły je razem ze mną i wszyscy zdają się mieć podobne zdanie:

„Moim zdaniem są prawie idealne, dość „zbite” ale tego spodziewałem się po tym papierze, ostatnie strony świetnie opracowane — szczególnie te „połówki” przypadły mi do gustu. (…)”
„(…) na plus oceniam jakość papieru, jest znacznie lepszy, niż przypuszczałam, podoba mi się też to, jak notatnik rozkłada się na płasko. Bardzo wygodnie się w nim notuje.”
cudawianki_2019recenzje sprzętupiśmienniczenotesyTotebookStudio Neat

dyskusja