Braun BNC011

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 4 min
Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej jako „cudawianki 2018” — klikając w ten link, możesz zobaczyć całość.

Gdy — najpierw na Twitterze, a potem tutaj — chwaliłem iPhone’a Xʀ za niesamowity czas pracy na baterii, pokazując zrzuty ekranu z wykresami i wyliczeniami, najczęściej spotykałem się z komentarzem mówiącym o tym, że bardzo mało korzystam z telefonu. Ekran baterii z systemowych ustawień mówił wtedy o średnio prawie dwóch godzinach dziennie. Dla mnie to i tak sporo — na 16 godzin, kiedy nie śpię w ciągu doby, aż przez 2 używam telefonu? To aż 12% dnia.

Mimo to wiem, że wielu znajomych i — jak się okazuje — prawdopodobnie wielu z Was używa go jeszcze częściej. I, oczywiście, część tego czasu z łatwością można usprawiedliwić pracą czy chociażby czasem spędzanym ze znajomymi/przyjaciółmi/rodziną, którzy żyją daleko, bo przecież do tego to urządzenie służy. Dlatego wcale nie dążę do redukcji tego czasu do zera. Staram się jednak walczyć z siłą przyzwyczajeń i tym nie–do–końca–świadomym korzystaniem ze smartfona. Pomaga mi w tym kilka rzeczy. O jednej wspomniałem już ostatnio — od czasu testowania bety iOS 12 mam włączony Downtime od 22:00 do 11:00 kolejnego dnia. To oznacza, że próba uruchomienia większości aplikacji na moim telefonie w tym przedziale czasowym kończy się komunikatem:

Zdarza mi się wprawdzie automatycznie tapnąć w przycisk odblokowujący aplikację na kolejny kwadrans, ale najczęściej stopuje mnie to na tyle, że rzeczywiście odkładam iPhone’a, przypominając sobie, że „ja–z–przeszłości” uznałem, że „ja–teraz” nie powinienem.

Druga rzecz uzupełnia tę pierwszą; nie zabieram telefonu do sypialni. Nie używam go przed zaśnięciem i nie jest pierwszą rzeczą, jaką chwytam po przebudzeniu. Nie odczytuję więc żadnych powiadomień i tym samym, nie zaczynam dnia w trybie „reaktywnym” (czyli np. odpowiadając na wiadomości), a zamiast tego, spędzam go zgodnie z planem lub wizją „idealnego, produktywnego poranka”. Gdy o tym mówię, często słyszę w odpowiedzi „ale ja używam telefonu jako budzika”. To bardzo powszechne usprawiedliwienie, ale ja również muszę wstawać na budzik (to już pewnie kwestia wieku). Dlatego na mojej szafce nocnej stoi takowy — analogowy. Klasyczna „kostka” Brauna (#obviously).

Nie ma on żadnych wymyślnych funkcji — ot, zegarek z dość cichym, przyjemnie brzmiącym niemieckim mechanizmem kwarcowym i alarmem, którego głośność zmienia się narastająco. Do aktywacji tego ostatniego wystarczy wcisnąć dół tarczy, która domyślnie jest lekko pochylona. Jej naciśnięcie „prostuje” ją — budzik wówczas jest włączony, co jest sygnalizowane widocznym zielonym paskiem na górnej krawędzi tarczy:

Prosty i skuteczny sposób. Niczego więcej od niego nie wymagam i nie oczekuję, a wspomniany dźwięk bardzo polubiłem, bo kojarzy mi się z czasami, w których analogowe zegarki były standardem w każdym domu. Sam przedmiot doskonale wpasowuję się w filozofię wzornictwa przemysłowego wyznawaną przez Ramsa; jest on bowiem i użyteczny, i estetyczny, i zrozumiały, i długotrwały (czy też „opierający się modom”), a także dopracowany w każdym calu (przykładowo; stopka na spodzie budzika wykonana jest z „gumowego” tworzywa, które zapobiega przesuwaniu się przedmiotu, podczas np. włączania budzika). I właśnie to cenię w nim najbardziej — może się bowiem okazać, że nigdy w życiu nie będę potrzebował żadnego innego budzika. Nie będę musiał (ani — co ważniejsze — chciał) wymieniać go na żaden nowszy model. W ten właśnie sposób zawsze rozumiałem wzornictwo Dietera Ramsa i pozwalam sobie wierzyć, że byłby zadowolony z takiej interpretacji.

Wracając jednak do kwestii używania telefonu w sypialni; wielu z nas używa też telefonu do zapisywania myśli, planowania dnia czy dopisywania pozycji do listy rzeczy do zrobienia i dlatego korzystamy z niego przed zaśnięciem, czy po obudzeniu. Wiem, bo sam robiłem tak latami, tym razem usprawiedliwiając się używaniem f.luxa czy pochodnych (czyli aplikacji ocieplających temperaturę barwową ekranu). Odkąd jednak używam Hobinichi, odkryłem, że w kontakcie z papierem. Ten proces wygląda u mnie inaczej. Dlatego — jak widać na zdjęciu — obok budzika leży u mnie właśnie wspomniany Hobonichi, notes Field Notes (ostatnio z serii Rams, rzecz jasna) i pióro. Zdecydowanie bardziej wolę w ten sposób zaplanować sobie dzień czy zanotować myśli/pomysły niż mieć iPhone’a przy łóżku. I nawet jeśli czasem muszę przepisać do komputera, to co napisałem ręcznie, to godzę się na to, bo korzyści płynące z opisanej zmiany wciąż znacząco przeważają tę drobną niedogodność.

PS Wiem, że analogowe tarcze zegarków wyglądają najbardziej atrakcyjnie, gdy wskazówki wskazują albo 10:10, albo 13:50. Wcale nie planowałem jednak się tym kierować. Gdy jednak wczoraj pojawiła się odrobina światła zza okna, uznałem, że to dobry moment, by sfotografować budzik do tekstu. Gdy chwyciłem aparat, zorientowałem się, że jest 10:07, więc poczekałem te kilka chwil.

recenzje sprzętusprzęt domowyzegarekBrauncudawianki_2018

dyskusja