iPhone 7

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 3 min
Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej jako „cudawianki 2017” — klikając w ten link, możesz zobaczyć całość.

Zacznę od rzeczy oczywistej. Nigdy nie pisałem na tej stronie o swoich iPhone’ach. Żadnych „unboxingów”, „wrażeń po dniu używania”, „po miesiącu” czy po „424 dniach” itp. Działo się tak między innymi dlatego, że nawet nie znam rynku/konkurencji – nie byłbym w stanie do niczego ich porównać. Używałem komputerów Apple, iPadów, więc iPhone był wyborem – właśnie – oczywistym. Co czyni z „siódemki” model na tyle wyjątkowy, że jednak zdecydowałem się go tu umieścić?

Po pierwsze, przekonał mnie do większego rozmiaru. 6 i 6S nie oferowały mi niczego, co skłoniłoby mnie do zmiany swojego 5S na nowszy model.

Po drugie i ważniejsze – iPhone 7 okazał się dla mnie wystarczający. I choć może nie brzmi to zbyt pochlebnie, to w istocie takim właśnie jest. Chodzi mi bowiem o pewną oś – nazwijmy ją „osią zadowolenia” – na której leży sobie punkt opisany jako „wystarczająco dobry”. Do wszystkiego na lewo od tego punktu ma się jakieś zastrzeżenia, a po prawej – już nie, a nawet jeśli, to nic prawdziwie istotnego. I dla mnie iPhone 7 leży właśnie po prawej stronie tego punktu.

W przypadku poprzednich iPhone’ów zawsze myślałem sobie, że mogłyby być trochę szybsze, wyświetlacz mógłby być trochę lepszy, aparat takoż, no i, oczywiście, bateria mogłaby starczać na dłużej. W iPhone’ie 7 tak bardzo nie mam się do czego przyczepić, że premiery iPhone’ów 8 i X przeszły u mnie bez echa. Żadnych pokus, żadnej chęci zmiany. I wiem, pewnie za rok będę rozważał zmianę swojego, ale (przynajmniej w tym momencie) nie wykluczam wówczas zmiany na ten sam model, tym bardziej, że czarny matowy bardzo mi się podoba. Chyba, że do tego czasu pojawi się następca modelu SE, którego kształt/wielkość wciąż podoba mi się bardziej. I byłbym w stanie wrócić do mniejszego ekranu, tym bardziej, że rolę głównego urządzenia z iOS u mnie przejął iPad Pro.

Obecnie, po roku używania, nadal nie myślę o baterii; z reguły kończę dzień mając 15-40% energii, bez doładowywania w międzyczasie. Brak gniazda minijack nigdy nie okazał się problemem (wiem, jestem w uprzywilejowanej pozycji, używając głównie słuchawek bezprzewodowych, ale w końcu piszę o subiektywnych odczuciach, więc czuję, że mi wolno). W kwestii aparatu ciężko mi napisać cokolwiek więcej ponad to, że mi wystarcza, bo nadal nie używam go do niczego innego niż zwykłych zdjęć „poglądowych” do wysłania komuś na szybko. Dodam też, że to nie wynika z tego, że uznaję aparat w nim za niewarty swojej uwagi (ba! Nawet trzy zdjęcia w tych cudawiankach pochodzą z tego telefonu) – gdybym miał iPhone’a 8 Plus czy X sytuacja wyglądałaby tak samo. Po prostu iPhone nie jest (nigdy nie był i pewnie nigdy nie będzie) dla mnie wygodnym urządzeniem do fotografowania; od tego mam tzw. prawdziwe aparaty. Gdy więc patrzę na iPhone’a 8, jedynym kuszącym drobiazgiem, który dostrzegam jest obsługa TrueTone, bo nawet ładowanie bezprzewodowe nie jest dla mnie (w tym momencie) żadną korzyścią, skoro nie potrzebuję doładowywać telefonu w ciągu dnia. A iPhone X? Doceniam to, co zostało w nim zrobione z technologicznego punktu widzenia (prawdę mówiąc; nie mieści mi się to w głowie), ale jako potencjalny użytkownik w ogóle nie czuję się skuszony. (Ciekawe czy będziecie mogli mi wypominać takie oświadczenia w ciągu następnych kilkunastu miesięcy.)

cudawianki_2017iPhoneApplerecenzje sprzętu

dyskusja