![](/content/images/size/w1384/2022/12/20151207.14.22.19.jpg)
Hobonichi Techo
Od zawsze mam szczególny stosunek do papierowych przedmiotów, z których korzystam na co dzień. Już ponad 10 lat temu używałem kalendarzy Taschen i teNeues, nawet jeśli kupowałem je za ostatnie, studenckie pieniądze.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/20170111.15.29.47-IMG_1814.jpg)
Potem bardzo lubiłem notesy i kalendarze Moleskine, których używałem w kolejnych latach. Field Notes, które nadal używam, lubię jeszcze bardziej.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/20170111.15.33.05-IMG_1826.jpg)
Mogłoby się więc wydawać, że mam na tym polu pewne doświadczenie, ale czegoś tak wyjątkowego, jak Hobonichi, wcześniej nie widziałem. To zupełnie inna kategoria, klasa sama w sobie. Takiego papieru (Tomoe River) i takiego wykonania nie spotkałem bowiem nigdy wcześniej.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/20151103.10.31.10-IMG_1347.jpg)
Ale po kolei; Hobonichi Techo to japoński (bardzo tam popularny) planer i dziennik (czy też „pamiętnik”, bo pewnie tak należałoby tłumaczyć angielskie słowo 'journal', ale infantylne zabarwienie tego słowa zupełnie mi tu nie pasuje) w jednym. Jego twórcom zależało na tym, żeby przy relatywnie niewielkich rozmiarach fizycznych zmieścić możliwie duże pola do wykorzystania przez użytkownika. Między innymi dlatego strony (których jest aż 450) wykonane są z bardzo cienkiego papieru Tomoe River.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/20151103.10.27.34-IMG_1336.jpg)
Pozwoliło to poświęcenie każdemu dniu całej strony, a dzięki specjalnej okładce Techo można otworzyć na płasko na każdej stronie (nie tylko na tych bliżej środka, jak to zwykle bywa). Sam papier, mimo że bardzo cienki, doskonale radzi sobie z atramentem z piór – prześwituje ono minimalnie na odwrocie strony i w żaden sposób nie przeszkadza. Strony wypełnione są 4-milimetrową kratką, doskonale pasującą do mojego drobnego charakteru pisma i stalówki Extra Fine w Lamy Safari. Innymi słowy; jestem zauroczony do dziś, mimo że od pierwszego kontaktu z nim minęło już kilkanaście miesięcy.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/2017.01_Hobonichi_07.jpg)
Przyznaję, że nie do końca pamiętam, jak trafiłem na Hobonichi w ogóle, ale gdy zobaczyłem go w sieci na przełomie września i października 2015 (archiwum zrzutów ekranu bardzo pomaga w określaniu dat, nawet po tak długim czasie), od razu rozpocząłem poszukiwania jakiegoś sklepu w Europie, z którego mógłbym go zamówić, żeby uniknąć przesyłki z Japonii. Trafiłem do brytyjskiego Pocket Notebooks, w którym choć były dostępne na stronie, przy próbie zamówienia okazywało się, że jednak magazyn jest już pusty. Dopisałem swój adres mailowy do powiadomienia o dostępności, bo w rozmowie z właścicielem dowiedziałem się, że jeszcze jedna dostawa powinna do nich dotrzeć. Gdy kilka tygodni później otrzymałem mail, informujący, że mogę go zamówić, potrzebowałem ledwie kilkudziesięciu sekund, żeby to zrobić:
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/2017.01_Hobonichi_01.png)
Gdy dotarł, nie mogłem się doczekać 16. listopada, bo właśnie od tego dnia zaczynały się karty ubiegłorocznej edycji.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/20151103.10.23.24-IMG_1319.jpg)
W tym roku zamówienie również nie obyło się bez przygód. Gdy zobaczyłem, że po raz pierwszy polski sklep ma je w swojej ofercie, uspokoiłem się, ale nie zamówiłem od razu. Okazało się, że był to błąd, bo gdy się opamiętałem, Techo było już wyprzedany. Skontaktowałem się z właścicielem, żeby się upewnić, że tak jest i dowiedziałem się, że oczekuje dostawy jeszcze trzech, ostatnich już egzemplarzy, z których dwa są już zarezerwowane, więc jeśli chcę „ostatni w Polsce” może być mój. Och, jak bardzo chciałem, wierzcie mi. Dopiero wtedy zrozumiałem, że byłbym gotów zapłacić za niego nawet więcej, niż wynosi jego rynkowa cena.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/20161221.11.50.21-IMG_0440.jpg)
Tym samym, rozpocząłem więc kolejny rok z Hobonichi Techo i mam nadzieję, że będzie on produkowany jeszcze latami. Choć przyznać muszę, że widok go w moich rękach nierzadko budzi zdziwienie wśród osób, które znają mnie dość dobrze.
![](https://www.powoli.blog/content/images/2022/12/2017.01_Hobonichi_06.jpg)
Pamiętam, że jedna z moich „konsultacyjnych klientek” zapytała mnie kiedyś podczas spotkania: „to Ty od pół roku namawiasz mnie na używanie kalendarza wyłącznie w telefonie i na komputerze, a sam przychodzisz z jakimś notesem?!”. Rzeczywiście, zarówno tu na stronie, jak i podczas swoich szkoleń dużo mówię o zaletach cyfrowych menadżerów zadań i kalendarzy, o tym, o ile przewyższają możliwościami te analogowe wersje oraz jak bardzo są w stanie ułatwić codzienność. A jednak po codziennym, wielogodzinnym kontakcie z ekranami jest coś absolutnie wyjątkowego w chwili, w której sięgam po swoje pióro i Hobonichi. Myśli się klarują, ich pęd się uspokaja. Wiem, prawdopodobnie sobie dopowiadam, ale tak to czuję. I pewnie nikt, kto nie usiądzie z nim przy niedużym biurku z zupełnie czystym, białym blatem, naprzeciw okna i z filiżanką dobrej, zielonej herbaty, nie zrozumie tego, co mam na myśli.
powoli newsletter
Dołącz do newslettera, żeby być na bieżąco z nowymi materiałami.