Peak Design Tech Pouch

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 6 min
Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej jako „cudawianki 2018” — klikając w ten link, możesz zobaczyć całość.

Gdy w jednym z „à propos piątku” wspominałem o nowej linii produktów marki Peak Design — Travel Line — bardziej niż duży plecak zainteresowała mnie wówczas „sakiewka na okołotechnologiczne gadżety”. Taki organizer na te wszystkie przejściówki, przewody, baterie, ładowarki i akcesoria, z którymi większość z nas podróżuje.

Sama sakwa została stworzona jako akcesorium do dużego plecaka (Travel 45L), którego boczne „skrzydła” — w odróżnieniu od Everyday Backpack — nie mają w sobie kieszonek na mniejsze akcesoria.

Całość została zaprojektowana w sposób charakterystyczny dla Peak Design — funkcjonalny minimalizm bez zbędnych ozdobników, z równie minimalnym logo (jak ja to lubię — jest czarne na czarnym, wygląda trochę jak lakier wybiórczy na wizytówkach; jest widoczne tylko pod odpowiednim kątem).

Na zewnątrz znajdują się też cztery rączki, służące do wyciągania sakwy z plecaka/torby/walizki, jak również pozwalające na lepszy chwyt, gdy chce się ją otworzyć, trzymając w jednej ręce (super wygodne!).

Dodatkowo są tu też dwa zaczepy, pozwalające na instalację charakterystycznych dla Peak Design kotwic, do których można przypiąć pasek i używać Tech Pouch jako podręcznej mini–torby.

Jej wnętrze, rozkładające się jak akordeon, skrywa aż 21 przegródek i 4 uchwyty na długopisy, pozwalających na pogrupowanie zawartości w taki sposób, żeby poszczególne elementy o siebie nie ocierały i zostały trzymane w miejscu, w które zostały włożone — dzięki temu nawet odwracanie sakwy do góry nogami nie czyni żadnych szkód w jej wnętrzu.

Tech Pouch posiada też jedną zewnętrzną kieszonkę; głównie z myślą o telefonie, ale bez trudu pomieści tam także paszport i inne ważne dokumenty. To, co jednak lubię najbardziej — bo właśnie z takich udogodnień znany jest Peak Design — to otwór na ściance pomiędzy tą kieszonką na telefon a główną przestrzenią wewnątrz.

Pozwala on na przeciągnięcie przewodu, żeby np. ładować telefon z umieszczonego w organizerze powerbanku, nie ryzykując, że porysuje on naszego nowiutkiego, błyszczącego smartfona. Otwór jest na tyle duży, że bez przeszkód pozwala na przeciśnięcie nawet wtyczki USB-A, zatem z mini-USB, micro–USB, Lightning czy USB-C nie ma najmniejszego problemu.

Główna przegroda podzielona jest na trzy główne i dwie „poboczne” części. Lewa i prawa komora mieszczą po trzy kieszonki na bocznej ściance oraz po dwa uchwyty na długopis pod górną krawędzią.

Zarówno kieszonki, jak i uchwyty wykonane są z elastycznego materiału, który sprawia, że można w nich zmieścić nieco większe przedmioty, niż można by początkowo przypuszczać — ot, chociażby Samsung T5 (czy inne zewnętrzne dyski SSD) czy bateria do „dużego” Canona (LP-E6N) wchodzą tam bez oporu, ale nie wypadają same (nawet jeśli odwróci się sakiewkę) — zaleta użytego materiału.

Środkowa część skrywa w sobie jeszcze dwie, podobne (choć większe) rozszerzalne kieszonki oraz jedną, zamykaną na zamek. Ta stworzona jest z myślą o kartach do aparatów — na jednej ze ścianek ma pięć kieszonek (również delikatnie rozciągliwych), z których trzy większe mieszczą karty CF albo karty SD w opakowaniu, a dwie mniejsze — karty SD (bez opakowania) lub mniejsze drobiazgi.

Są jeszcze te dwie części, które nazwałem „pobocznymi” — są one niejako „przyklejone” do środkowej części, zawierają po dwie duże kieszenie z każdej strony, które tym razem nawet bok mają elastyczny.

I choć objętość całego organizera jest przecież skończona, to fakt, że tak wiele jego elementów jest wewnątrz elastycznych, pozwala na spory zakres konfiguracji jej pod siebie za pomocą umieszczania odpowiednich elementów w odpowiednich miejscach, mając na uwadze to, jak będą na siebie działały po złożeniu.

Domyślam się jednak, że taki opis — bez względu na to jak dokładny — nie jest w stanie zobrazować tego, co faktycznie można tam zmieścić, więc spakowałem ją tak, jak planuję ją zabierać na tegoroczne ślubne wyjazdy:

Na zdjęciu (i w Tech Pouch) znalazły się:

  • 3 baterie do Canona
  • ładowarka do baterii do Canona (nigdy w życiu jej nie użyłem na zleceniu, ale zawsze boję się pojechać bez niej, bez względu na to ile baterii mam ze sobą),
  • bateria do Fujifilm X100T,
  • ładowarka do baterii do Fujifilm (jako że X100T można ładować za pomocą USB, to ta jest tu najmniej potrzebna, ale jednak pakuję),
  • przewód do obu powyższych ładowarek,
  • zapasowa stopka do statywu (ileż to razy wyjechałem gdzieś ze statywem, ale bez stopki… dlatego właśnie mam je zapasowe),
  • zegarek biegowy,
  • płytka do jego ładowania,
  • uniwersalna ładowarka (z dwoma USB),
  • przewód USB — mini–USB (do ładowania X100T, Kindle’a itp.)
  • (z jakichś przyczyn nieujęty na fotografii) przewód USB 3.0 — USB (do ładowania dysku WD MyPassport Wireless Pro),
  • pióro,
  • zestaw zapasowych nabojów do pióra (prawie zawsze wyczerpują mi się one właśnie gdy jestem poza domem),
  • przejściówka Lightning — minijack,
  • Apple Pencil,
  • przejściówka do ładowania Apple Pencil,
  • 3 zdalne wyzwalacze do lamp błyskowych,
  • zestaw wizytówek,
  • kilka kart CF i SD.

Zapakowany w ten sposób Tech Pouch jest „wypchany” w ok. 85%. Spokojnie zmieściłoby się jeszcze kilka przewodów czy innych drobiazgów, ale po pierwsze, niczego więcej nie potrzebuję, a po drugie — nie lubię, gdy jest wypchany bardziej niż …optymalnie.

I choć sakwa należy do linii Travel, to okazuje się, że z plecakiem Everyday Backpack też „współpracuje” doskonale. Ma niemal tę samą szerokość, więc czasem — gdy wyjeżdżam tylko z jednym aparatem (czyli prywatnie) — umieszczam ją na samym dole, ale równie dobrze mieści się na najwyższym „piętrze”.

Co zaskakujące, gdy jest tam umieszczona pionowo (jak na zdjęciu), plecak wciąż można zapiąć na pierwszą sprzączkę.

Jedyny kłopot przy takim jej ułożeniu, to wyciąganie jej przez górny otwór — mimo że sakwa ma aż cztery rączki do jej wyciągania, to żadnej nie ma u góry. Wysuwam ją wtedy przez jedną z bocznych klap, bo tak jest zdecydowanie wygodniej.

Umyślnie nie poruszam w tym tekście kwestii ceny produktu — ja kupiłem go za $48 podczas kampanii trwającej na Kickstarterze. Cena rynkowa została ustalona na $60, a polski dystrybutor wycenił ją na 269 zł. To strasznie dużo, wiem. Ale — tak jak napisałem w kwestii plecaka:

Zamówiłem więc, mimo że jego cena zdecydowanie nie należy do niskich. Mam jednak chyba trochę za dużo lat, żeby nawet próbować rozwiązań typu „a może da się tak samo dobrze, tylko taniej?”. Zbyt wiele razy przekonałem się też, że za ceną premium często kryje się tożsama jakość.

Tak też było i w tym przypadku.

Ogólnie rzecz biorąc, nie tylko nie mam się tu do czego przyczepić, a sam produkt cieszy mnie dużo bardziej niż przypuszczałem. Bo choć wiedziałem, że jego funkcjonalność będzie przydatnym udogodnieniem podczas wyjazdów, to nie przeszło mi przez myśl, że stanie się również domowym organizerem technologicznych drobiazgów.

Bo jasnym jest pewnie, że nie wypakowuję jego zawartości po każdej podróży, a tym samym za każdym razem gdy szukałbym w domu np. przejściówki do ładowania Apple Pencil lub płytki statywowej — teraz nie muszę, bo wiem dokładnie, gdzie ich miejsce.

recenzje sprzętutorby i plecakiPeak Designakcesoria komputerowesprzęt fotograficznysprzęt komputerowycudawianki_2018akcesoria fotograficzne

dyskusja